
Drogi Gregory,
nie wiem czy zdajesz sobie sprawę jak głośno jest o Twojej powieści. Zabawne jest to, że w Polsce właśnie dokonaliśmy jej wielkiego odkrycia podczas gdy kilka tysięcy kilometrów dalej ludzie czytali ją już dobrych kilka lat temu. Cóż, powinniśmy się już przyzwyczaić do tego, że mimo że żyjemy w dobie internetu i dosyć szybkiej wymiany informacji, niektóre z nich docierają do nas z pewnym opóźnieniem. Ale lepiej późno niż wcale. Późno, bo późno, ale książka trafiła też w moje ręce. Jak do tego doszło? Byłam na wakacjach. Uwierz mi, zasłużonych, bo w tym roku życie dało mi trochę w kość. 3 tygodnie dla siebie, trochę lizania ran po nieudanym związku i jeszcze bardziej nieudanym rozstaniu. Mnóstwo czasu dla siebie i swoich myśli. Aż za dużo. W końcu ile można męczyć się z samym sobą. Dla odwrócenia uwagi, zdzwoniłam się ze znajomą, która mówi:
– mam dla Ciebie książkę, którą musisz przeczytać. „Shantaram” – ona Cię uzdrowi.
Mocne, co? Ale naprawdę tak było. Mam nadzieję, że Twoje ego jest mile połechtane, bo znajoma ewidentnie jest Twoją fanką. Posłusznie zawędrowałam do księgarni jak tylko wróciłam do cywilizacji. I była tam. Wielka jak Biblia, droga jak cholera i stojąca majestatycznie na środku regału – Twoja powieść. Na środku okładki, tuż pod tytułem rekomendacja dziennikarza „czytelniczy św. Graal”. Co o tym myślisz? Trochę dęte, prawda? Mam przekorną naturę i kiedy widzę coś takiego od razu budzi to moje poważne wątpliwości. Postawmy więc sprawę jasno – przeczytałam powieść od deski do deski, uważam, że jest w porządku, jest mądra, ale do św. Graala trochę jej jednak brakuje. Nie powinieneś się tym przejmować, bo sądzę, że niewiele jest takich, które faktycznie mogłyby pretendować do tej prestiżowej nominacji, ale… Właściwie, może byłby to niezły pomysł na nagrodę literacką? Św. Graal – za książkę, która może odmienić Twoje życie ;)
Wracając jednak do samej powieści. Jest o wszystkim. Jest skomplikowana i wielowątkowa. Mamy tu głównego bohatera, narkomana, który ucieka z australijskiego więzienia i trafia do Bombaju, który go kompletnie oszałamia. Szybko traci swój paszport oraz pieniądze, za to zyskuje hinduskiego przyjaciela – Prabakera, nowe imię (Lin) i powoli wrasta w krajobraz egzotycznego miasta. Klimat jest zupełnie odmienny niż to, co Lin zna z przeszłości. W nowych realiach inaczej zaczyna patrzeć na podział między dobrem i złem. Uczy się języka i powoli uczy się nowej kultury, która jest wszechobecna, nie licząc grupki obcokrajowców, których życie sprowadziło do Bombaju z różnych powodów – głównie jako stacja końcowa akcji pod hasłem „ucieczka”. Gość, który jest poszukiwany międzynarodowym listem gończym okazuje się całkiem przyzwoitym facetem umiejącym się odnaleźć się w każdych okolicznościach – nie ważne czy mieszka w hotelu czy w slumsach, nie ważne czy spełnia się jako domorosły medyk czy lokalny handlarz narkotykami albo fałszerz paszportów. Jest lojalny, co sprawia, że zyskuje przyjaciół i szansę na nowe życie. Uczy się kochać. Potyka się wiele razy, ale czerpie z tego co go otacza i to pozwala mu stworzyć siebie.
W sposobie w jaki układasz historię jest wiele mądrości. Nic nie dzieje się od razu. Lin ma czas żeby zaadaptować się do zmian w swoim życiu. Może dlatego powieść jest taka długa. I nie upraszcza pewnych zjawisk tylko pozwala czytelnikowi obserwować jak dojrzewają.
Chociażby przyjaźń – pięknie o niej piszesz – jest w niej lojalność, pokora i zaufanie, ale nie zawsze jest to tylko przyjemność, często też szacunek dla odmiennego punktu widzenia.
Jest też coś co mnie zaintrygowało, coś co nazywasz „koniecznością” – niektóre zachowania są wymuszone przez rzeczywistość i z tego powodu, mimo że niezgodne z obowiązującymi zasadami etycznymi, które znamy na co dzień, są niezbędne żeby przeżyć i z tego tytułu akceptowane. Funkcjonując w naszej „zachodniej” kulturze bardzo często zapominamy o podstawowym prawie, które rządzi tym światem – przetrwaniu. A to właśnie ta umiejętność dostosowania się decyduje o tym czy przeżyjemy kolejny dzień. Ta ignorancja i luksus ułatwiają nam życie – o wiele lepiej znamy swoją lepszą stronę. Ta mroczniejsza często w najmniej oczekiwanym momencie potrafi nas zaskoczyć. Czas, który dajesz głównemu bohaterowi to też czas na jego dojrzewanie i odkrywanie tego jakim mężczyzną jest. Jak mówi jedna z postaci – „Mężczyzna jest prawdziwym mężczyzną, kiedy zdobędzie miłość dobrej kobiety, zasłuży na jej szacunek i nie utraci jej zaufania. Jeśli tego nie osiągnąłeś, nie jesteś mężczyzną”. Kolejne kilkaset stron mija jednak na uczeniu się na własnych błędach.
Wiesz im dłużej o „Shantaram” piszę tym bardziej tę książkę lubię. Nawet jeżeli nie za to, co w niej napisałeś, to za to jakie pytania czytając ją ja sobie zadawałam.
W Twojej powieści są trzy takie pytania – „Skąd pochodzimy? Po co tu jesteśmy? Dokąd zmierzamy?” A jaka jest odpowiedź?
Tina

//
S H A N T A R A M G R E G O R Y D A V I D R O B E R T S
KIEDY: Sięgnij po nią kiedy masz dużo czasu. Idealna na długi wieczór z herbatą lub grzanym winem. Kiedy szukasz czegoś co skłoni Cię do myślenia, ale nie wprowadzi w depresyjny nastrój. Nie jest to książka, którą się „połyka”, raczej spokojnie przewraca się stronę za stroną, a jest ich naprawdę sporo. Nie zabieraj do tramwaju lub na spacer po parku, bo o ile nie masz e-booka to na ramieniu poczujesz dodatkowy kilogram.
DLA KOGO: Dla tych refleksyjnych, którzy lubią towarzyszyć głównym bohaterom w ich przemianie i obserwować co się z nimi dzieje. Dla miłośników egzotycznych podróży i ciekawych z natury, którzy chcieliby się chociaż na chwilę przenieść do Indii bez konieczności brania dłuższego urlopu i wydawania pieniędzy na bilet. Zdecydowanie dla tych, którzy wierzą, że życie to podróż i niestrudzenie poszukują miłości bez gwarancji tego, że ją znajdą.
O CZYM: „Shantaram” jest o wszystkim. O miłości, przyjaźni, wielokulturowości, mroczniejszej stronie nas samych. O odkrywaniu dobra, zła i wszystkiego co jest pomiędzy. Mamy tu głównego bohatera, narkomana, który ucieka z australijskiego więzienia i trafia do Bombaju, który go kompletnie oszałamia. Szybko traci swój paszport oraz pieniądze, za to zyskuje hinduskiego przyjaciela – Prabakera, nowe imię (Lin) i powoli wrasta w krajobraz egzotycznego miasta. Klimat jest zupełnie odmienny niż to, co Lin zna z przeszłości. W nowych realiach inaczej zaczyna patrzeć na podział między dobrem i złem. Uczy się języka i powoli uczy się nowej kultury, która jest wszechobecna, nie licząc grupki obcokrajowców, których życie sprowadziło do Bombaju z różnych powodów – głównie jako stacja końcowa akcji pod hasłem „ucieczka”. Gość, który jest poszukiwany międzynarodowym listem gończym okazuje się całkiem przyzwoitym facetem umiejącym się odnaleźć się w każdych okolicznościach – nie ważne czy mieszka w hotelu czy w slumsach, nie ważne czy spełnia się jako domorosły medyk czy lokalny handlarz narkotykami albo fałszerz paszportów. Jest lojalny, co sprawia, że zyskuje przyjaciół i szansę na nowe życie. Uczy się kochać. Potyka się wiele razy, ale czerpie z tego co go otacza i to pozwala mu stworzyć siebie.
CZEMU WARTO: „Shantaram” to książka, która może nie dać Ci odpowiedzi na pytania, które Cię nurtują, ale na pewno skłoni do zadania kilku nowych.