Hanka Podraza: Bo najważniejsze to lubić siebie

Lena: Co masz dziś na sobie?

Hanka: Kombinezon Good Year, różowe crocsy z futrem i kurtkę z ceraty od Hugo Bossa, która trochę szeleści. No i centymetr w kieszeni.

Zawsze nosisz ze sobą centymetr?

Często. Mam ich dużo, bo zdarza się, że nie pamiętam, który gdzie położę. Mój ulubiony, to ten, który dostałam od swojej koleżanki z wystawy Alexandra Mcqueena w Londynie. Jest czarny i piękny.

Dlaczego akurat centymetr?

Jest mi potrzebny do pracy. Tworzę ubrania i kostiumy. Ubieram zarówno ludzi prawdziwych, jak i postacie fikcyjne do spektakli, teledysków, filmów i do wszystkich przestrzeni, gdzie występują ubrania. Zazwyczaj jest tak, że na oko wiem, jaki ktoś ma rozmiar. Jednak centymetr to centymetr, daje mi pewność, a czasem, jak mam gorsze dni, to wolę się upewnić. Poza tym lubię go czuć w kieszeni.

Zaczęłaś ubierać ludzi przez przypadek czy rozwinęło się to z pasji do mody?

To była kręta droga zanim doszłam do miejsca, w którym jestem teraz. Jak miałam 19 lat to nie wiedziałam, że będę robiła kostiumy. Wydawało mi się, że będę notariuszem. Notariuszem nie zostałam. Iranistką też nie.

Iranistką? A były takie plany?

Zaraz po prawie, z którego zwiałam, była filologia orientalna i iranistyka, ale zawodowo nic z tego później nie wyszło. Po studiach pracowałam jeszcze parę lat w mediach, ale jakbym słuchała siebie od początku, to już wtedy wiedziałabym, że to ubrania są dla mnie najważniejsze. Od zawsze najistotniejsze momenty mojego życia kojarzę poprzez ubrania, np. pamiętam, co miałam na sobie, kiedy pierwszy raz szłam do przedszkola. Tak naprawdę przestałam się marnować i zaczęłam robić kostiumy dopiero gdy miałam 35 lat, czyli w wieku, w którym raczej nikt nie przewraca swojego życia do góry nogami. Prawie nikt.

Jak to się w takim razie stało, że poszłaś w stronę Twojej „freakowej” mody?

Pierwszą etiudę zaproponował mi Maciek Mądracki, student reżyserii na Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach i tak poszło. Można powiedzieć, że jest ojcem chrzestnym mojego sukcesu. Potem zadziałała poczta pantoflowa. Ludzie zaczęli mnie sobie nawzajem polecać. Podobało im się to, co robiłam. Teraz też dostaję propozycje dzięki swojej pracy i mediom społecznościowym, w których się dużo pokazuję.

Z etiud filmowych pewnie przeszło trochę na teatr?

Byłam zmęczona pracą przy etiudach i chciałam spróbować czegoś nowego. Wymyśliłam sobie, że zobaczę jak to jest robić kostiumy w teatrze. Zaczynałam od ubierania aktorów przy egzaminach studentów reżyserii. Pierwszą większą rzeczą teatralną, jaką zrobiłam był dyplom Łukasza Zaleskiego „Przekleństwa niewinności”. Później znowu zaczęło się kręcić. Ludzie zaczęli doceniać moją pracę, polecać mnie i tak znalazłam się w teatrze. W tym roku zrobię 5. dyplom w PWST w Krakowie.

Sesja “Ożenek” Teatr PWST, reż. Wiktor Loga-Skarczewski – fot. Bartek Warzecha

Jakiś czas temu pracowałaś przy dyplomie studentów Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie w reżyserii Wiktora Logi-Skarczewskiego.

„Ożenek” Mikołaja Gogola to historia o młodej pannie – Agafii Tichonownej, która pragnie znaleźć idealnego męża by zmienić status cywilny, majątkowy  i pozycję społeczną. Realizacja studentów PWST zmienia klasyczną rosyjską historię obyczajową w ocean groteskowych postaci i rewelacyjnie dobranej konwencji absurdu. Ta rzeczywistość kiczu niesamowicie mnie zaczarowała. Co zainspirowało Cię do jej stworzenia?

Inspiruję się ludźmi, tanią odzieżą, adaptacją, aktorami, reżyserem i tym wszystkim, co dzieje się podczas pracy. Buntuję się przeciwko oglądaniu setek filmów w ramach szukania inspiracji, bo moja głowa wszystko chłonie jak gąbka.

Boisz się, że mogłabyś się czymś za bardzo zasugerować?

Może nie zasugerować, ale ja pracuję inaczej. Są tacy, którzy potrzebują kilometrów obejrzanych filmów, a mnie to tylko blokuje. Potrzebuję zupełnie innych bodźców. Jak mam problem i pustkę w głowie, to zazwyczaj chodzę w miejsca, w których jest dużo brzydko ubranych ludzi i moja wyobraźnia natychmiast zaczyna pracować. Na szczęście w Polsce takich miejsc jest wiele. Pomysły wtedy same przychodzą do głowy.

Patrząc na kostiumy które robisz i na to, jak sama się ubierasz można powiedzieć, że stwarzasz człowieka kompletnie na nowo. Jak Ty to robisz?

Jak ubieram siebie, to ubieram swoje nastroje. Muszę mieć na sobie tylko to, na co mam ochotę i w czym czuje się bezpiecznie. Ostatnio lubię crocsy, buty sportowe i sandały.

Ale to wynika z tego, że PRADA w 2016 pokazała kolekcję do “lasu”. Jest w niej dużo plecaków, płaszczy przeciwdeszczowych, sandałów i skarpetek do sandałów. To jest piękne. Bardzo bym chciała kiedyś zobaczyć ludzi przy ognisku w takich ubraniach, na przykład nad Wisłą. Ale to się pewnie nie zdarzy.

Wracając do pytania, z ubieraniem postaci jest trochę inaczej. Bardzo dużo zależy od człowieka, który tę postać stwarza. Są aktorzy, którym jest kompletnie obojętne w czym będą grali, ale są też tacy, którzy chcą całkowicie kontrolować swój kostium – z tą grupą pracuje mi się najtrudniej. To aktorki, które uważają, że zawsze powinny wyglądać pięknie. Uważają, że są stworzone tylko i wyłącznie do ról, w których są wybitnie piękne.  Nie kumam tego. Ja mam duży dystans do siebie i trudno mi zrozumieć, jak można chcieć żeby twoje postacie były zawsze tylko piękne.

Czy ma dla Ciebie znaczenie kto gra konkretną rolę czy liczy się sama rola?

Mam taką zasadę w robocie, że nie czytam scenariuszy bez obsady. Gdybym to robiła, mogłabym wyobrazić sobie tych ludzi nieco inaczej. Jak wiem, kto zagra konkretną rolę, to, mniej lub bardziej, ubieram tą osobę w swojej głowie. Później spotykam się z reżyserem, który opowiada mi o swoich wyobrażeniach. Potem przychodzą aktorzy i oni również mają swoje wizje postaci. Wtedy staram się tworzyć je wspólnie z nimi.

Idealnie jest jeżeli aktorzy i wszyscy realizatorzy znajdą się w jednym punkcie porozumienia. To jest najpiękniejsze, najbardziej wzruszające i najfajniejsze w tej robocie. Nawet teraz się wzruszam, kiedy o tym mówię.

Moim zdaniem ciekawym zabiegiem jest wprowadzenie do teatru twojego osobistego podejścia związanego z ubraniami. Chodząc na spektakle, przy których pracowałaś, mam wrażenie, że teatr nabiera innego wymiaru. Twoje kostiumy uwypuklają człowieka, pokazują go takim, jakim jest naprawdę. Wyciągasz z człowieka postać. To jest najpiękniejsze.

Dostaję dużo komplementów za robotę, ale wydaje mi się, że te, które najbardziej lubię, to są komplementy od studentów ze szkoły teatralnej, którzy często mówią, że zrozumieli, jak ważny jest kostium. Dzięki temu czuję, że zmieniłam im głowę.

Zawsze staram się, żeby kostium był prawdziwy. W filmie „Burza lodowa” jest jedna z pierwszych scen, gdzie koleś jest ubrany w golf i gada przez telefon. Ja myślę sobie, że jeżeli jest tak ubrany, to musi mieć romans i okazało się, że się nie myliłam, bo romans faktycznie miał.

Czyli ktoś, kto ubierał aktorów w tym filmie zrobił dobrą robotę?

Tak, zrobił dobrą robotę.

Ja często mam tak, że nie wiem w co się ubrać. Myślę ze 99% Polek też ma ten problem, tylko jak temu zaradzić? Czy wybrać sobie jedną rzecz z szafy, którą chce się założyć i do niej dopasować resztę czy dopasować ubiór do nastroju? Jaka może być zasada? A może nie ma zasady?

Myślę, że nie ma zasady, bo to zależy od tego, co się robi w życiu. Ja uważam, że ludzie powinni ubierać się tak, aby czuli się dobrze i w to, na co akurat mają ochotę. Po prostu. To, jak ja się ubieram, zależy wyłącznie od mojego nastroju. Na pewno mam tak, że chodzę tylko w białych i czarnych skarpetkach albo mam gołe stopy. Jeżeli mam ochotę na białe skarpetki, to muszę wyjść w białych, bo inaczej ten dzień nie będzie mi się tak bardzo podobał.

Mówiłaś, że Twoją największą inspiracją jest tania odzież. Dlaczego?

Bo tam jest różnie, nie ma takich samych ubrań. Każde jest inne i nigdy nie wiesz, na co trafisz. Chyba że przyjdzie dostawa dwudziestu koszulek polo z Tesco. Najczęściej grzebię w boksach męskich, bo tam jest najciekawiej.

Uważam, że jakbym była tak na maxa sławna, to Comme des Garcons zrobiłoby perfumy o zapachu taniej odzieży na moją cześć.

Opowiedz o jakichś perełkach, na które natrafiłaś w taniej odzieży.

Opowiadałam Ci historię płaszcza z Tarnowskich Zakładów Futrzarskich?

Nie, nie opowiadałaś.

To był poniedziałek, 18 stycznia. W Krakowie był smog i znowu czułam się jak w filmie „Melancholia” Larsa Von Triera. Swoją drogą – nie cierpię go. Uważam, że jest sadystycznym reżyserem i znęca się nad widzami. Mam wrażenie, że siedzi za ekranem w kinie i zaciera ręce, patrząc na tych wszystkich biednych, umęczonych ludzi. Wracając do mojej historii – w tym samopoczuciu poszłam do taniej odzieży. Wisiał tam płaszcz Tarnowskich Zakładów Futrzarskich i oczywiście podjarałam się nim na maxa. Jego pięknym, szalowym kołnierzem i tą jego metką. Wzruszają mnie stare polskie ubrania w taniej odzieży. Było ok. 35 zł za kilo i pomyślałam sobie, że to trochę hardcore, bo ten płaszcz waży ze 2 kilo i wydam znowu 70 zł, tylko dlatego, że bardzo muszę coś mieć. Znalazłam więc japońskie kimono i poszłam do kasy, a tam okazało się, że jest taniej niż mi się wydawało. Pomyślałam, że wrócę do płaszcza, zrobię sobie w nim zdjęcie i sprawdzę, czy na metce jest napisane z czego zrobiony jest kołnierz.

Wzięłam płaszcz, włożyłam rękę do kieszeni w poszukiwaniu metki i okazało się, że jest tam coś jeszcze… Wyciągnęłam portfel, a w nim zielone… Nie miałam pojęcia, ile pieniędzy tam było, ale go kupiłam. Płaszcz, w którym było dużo euro. Uważam, że jest to wspaniała, romantyczna historia, o tym jak ubrania same dają mi pieniądze, żebym mogła je kupować i dawać im światowe życie.

To jest piękna historia, bo pokazuje, jak ubrania kochają Ciebie i jak Ty kochasz ubrania. A jak kochasz coś w życiu i masz pasję to dostajesz tę miłość z powrotem. Może to być miłość do człowieka albo do swojego zawodu… Ty jesteś przykładem tego, jak silna może być miłość do pasji. Słyszałam też, że kupiłaś płaszcz Burberry za złotówkę?

Tak. Lubię płaszcze Burberry, bo są niezwykle wygodne. Lubię tę kratkę. Czasami sobie urządzam takie pranie, w którym piorę same prochowce Burberry.

A gdzie Ty to wszystko mieścisz? Bo domyślam się, że masz tego dużo.

Mam dużo ubrań, ale one mają teraz swoje mieszkanie.

Dobre i ładne ubrania według Ciebie to?

Przede wszystkim dobrze uszyte.

Czyli raczej nie sieciówki? W sieciówkach jak wychodzi płaszcz w nowej kolekcji to kosztuje nawet 500zł, a na taniej odzieży znajdziesz płaszcz 100 razy lepiej uszyty za 50zł.

No, ale ludzie boją się nie wyglądać jak z sieciówek.

Dlaczego?

Nie wiem, mogę się tylko domyślać. Może daje im to poczucie bezpieczeństwa. Wyglądają jak cała reszta planety, są podobni do siebie.

Ja mam tak bardzo inaczej, że nie potrzebuję wyglądać jak wszyscy. Zawsze chciałam wyglądać jak Hanka Podraza. Nie mam innych potrzeb.

Fot. Aga Murak

Masz wrażenie, że dużo ludzi patrzy się dziwnie na Ciebie?

Przyzwyczaiłam się do tego. Mam takie momenty, że mnie to nieprawdopodobnie wkurwia. Czasem marzę, żeby być już tak starą, żeby nie słyszeć komentarzy na temat mojego wyglądu. To jest straszne marzenie. Oczywiście jak byłam młodsza, to tych komentarzy było więcej. Kiedyś pobito mnie w Krakowie. Do dziś mam blizny na ręce. Ta historia na maksa zmieniła moje życie – teraz nie spaceruję w nocy w Polsce. Źle się dzieje na świecie. Ktoś zapomniał o tym, że ludzie są różni i mają do tego prawo.

Czy masz jakąś receptę dla ludzi, żeby czuli się pewnie w tym, w co się ubierają i żeby kochali siebie za to, jakimi są?

Ludzie, którzy mają potrzebę wyglądania jak ktoś i tak dojdą do tego, że nie ma sensu udawać. Byłam w szkole podstawowej i nie kumałam dlaczego kazali mi wrócić do domu, żeby się przebrać, bo „tak ubranym nie chodzi się do szkoły”. Stałam w chałacie, a pod spodem miałam czarną koszulę w żółte pioruny i spodnie, które sobie sama uszyłam. Moja wychowawczyni, która kazała mi się przebrać, sama miała na sobie zielony sweter i zielone włosy. Dla mnie to był kosmos. Pani z zielonymi włosami mówi mi, że moja koszula w żółte błyskawice jest “nie halo”! Miałam jednak farta w życiu, bo szybko zdałam sobie sprawę z tego, że muszę pielęgnować swoją odmienność i nie próbować być jak wszyscy. To wymaga uporu i siły.

Grafika: Mateusz Jaskot

Title


Warning: preg_match(): Compilation failed: invalid range in character class at offset 12 in /home/pomyslna/domains/magazynmoi.pl/public_html/wp-content/plugins/js_composer/include/classes/shortcodes/vc-basic-grid.php on line 172
4981 views
Wróć